poniedziałek, 30 grudnia 2013

89.

[werble]

20 grudnia na świecie pojawił się Paszczak

słodka kopia tatusia (przynajmniej dopóki nie dostanie napadu płaczu)

ogarniamy instrukcje obsługi, mąż wspiera się taką:









PS. scena w sklepie, 9 dni po porodzie:
stoimy w kolejce, jakaś pani odwraca się, patrzy na mnie i stwierdza: ojej, pani w ciąży
ja: już nie 
:)
(szanowni państwo, kto nie wie, to niech się dowie: po ciąży brzuch nie znika natychmiast z opuszczeniem go przez lokatora, tuż po porodzie wygląda się mniej więcej jak w piątym miesiącu ciąży. To stopniowo znika wraz z powrotem macicy do stanu z grubsza wyjściowego... A celebrytki pokazujące się tydzień po porodzie w stanie, jakby nigdy nie były w ciąży, cóż... je stać na to, żeby się tak... jak to się teraz mówi?... wystylizować)


czwartek, 5 grudnia 2013

88.

Czekamy z niecierpliwością, aż synek znajdzie się po tej lepszej stronie brzucha. Ale na razie nawet argument, że tu są cycki na niego nie zadziałał.

Rozmawiam z babcią, babcia wspomina, że w ciąży utyła X kg. I mówi, że to strasznie dużo, i niedobrze, ale ja to nic nie utyłam poza brzuchem, no nic zupełnie po mnie nie widać. No cóż, nie wie, że utyłam prawie X.

Jeśli chodzi o wygląd w ciąży, to przez całe życie nie usłyszałam tylu komplementów, co przez ostatnie ok. 8 miesięcy. Nawet kiedy wstaję ledwo żywa, po nieprzespanej nocy, zapuchnięta i blada - też słyszę, że wyglądam pięknie :)

poniedziałek, 14 października 2013

87.

Z 9 miesięcy zrobiło się 9 tygodni.

Synek rośnie i ma się dobrze, a wszystko, co da się sprawdzić na USG wychodzi prawidłowo :)
Jest chyba nieśmiały po mamusi, bo każda próba zarejestrowania oblicza, albo chociaż siusiaka, kończyła się wygibasem, i mimo, że dzisiejsza technika pozwala zarejestrować pysia w 3D, to my nie mamy się czym pochwalić. Mi się tylko przez momencik, na samym początku jazdy głowicą udało zobaczyć twarz, i cóż, jest przeurocza :)

Na razie mam wrażenie, że on dysponuje jakimś szóstym zmysłem, który podpowiada mu, że jest filmowany i wtedy się uspokaja (jeśli próbuję zarejestrować wygibasy brzucha), albo odwraca (USG). Pewnie sobie za dużo wyobrażam, ale nie zdziwię się, jeśli nie będzie duszą towarzystwa. Nie będzie przepadał za tłumem, nie będzie lubił grać w siatkówkę ani nie będzie fanem teatrzyków i akademii, a w grupie będzie się o tyle dobrze czuł, o ile zostawią go w spokoju i pozwolą zająć się sobą  - np. oglądając książeczki. A ja go wtedy będę doskonale rozumieć.

Zobaczymy. Czas tak szybko leci...



Babcia się zachwycała informacją, że dzieci na tym etapie rozwoju słyszą - więc mam mu puszczać porządną muzykę. I w ogóle byłoby fajnie, gdyby wykazywał talent muzyczny (nie byłoby - tatuś jest zdecydowanym przeciwnikiem rzępolenia i miałby problemy z trawieniem codziennych ćwiczeń). Informację, że dziecko już teraz widzi babcia przyjęła z oburzeniem  - że jak to widzi i co niby miałby oglądać ;).

poniedziałek, 23 września 2013

86.

Jedno z moich ulubionych pytań, które słyszę co najmniej raz dziennie: jak się dzidziuś czuje? (a jest to aktualnie początek siódmego miesiąca ciąży)

Nie wiem jak się czuje, naprawdę, jakoś niespecjalnie chce mi powiedzieć.




niedziela, 15 września 2013

85.

Mój mąż: nigdy nie sądziłem, że moja żona będzie spędzać wieczory gapiąc się na swój brzuch


Wróżenie z arbuza ;)

sobota, 17 sierpnia 2013

84.

Ciągle śnią mi się różne różności. Darmowe kino.
Wolałabym jednak zapłacić za bilet, ale za to wybrać fabułę i obejrzeć film w całości.

Dziś między innymi chodziłam w glanach i obtarłam sobie stopy, bolało, oraz miałam najazd zielonoświątkowców na moją najbliższą okolicę. Przy okazji badania moczu na obecność bakterii musiałam zrobić posiew tegoż moczu na 36 szalek. I te stosy szalek prześladowały mnie przez pół nocy.

piątek, 16 sierpnia 2013

83.

Wybrane przez nas dla synka imiona mogą sie kojarzyć ze znanymi naukowcami (zwłaszcza jak ktoś zna nasze life science'owe zainteresowania).

Babcia (zaakceptowawszy): ale tak się zastanawiam, co wy zrobicie, jak on okaże się humanistą?


No cóż, niech no spróbuje pisać poematy, to wydziedziczę!

czwartek, 15 sierpnia 2013

82.

Chyba jestem zbyt nerwowa, a przecież muszę się oszczędzać.
Ale jak tu nie dostać szału, jak schodzę na chwilę do babci, gadka-szmatka i nagle babcia wypala (a z głosu juz słyszę, że temat ją przeraża i w ogóle jak tak można, jakby się dowiedziała, że mój brat nie wiadomo jaką zbrodnię popełnił. Brat był sprytny i wyjechał daleko już dawno)
no więc babcia wypala: doniesiono mi (tak własnie powiedziała!), że brat na swoich zdjęciach ślubnych jakiś brzydki gest pokazał (czytaj: środkowy palec).
Tu jeszcze jedna dygresja: ślub wzięli cichcem i skromny, a kilkanaście zdjęć wrzucili na fejsa, babcia fejsa nie ma... owszem, pokazał palec, jak poszukałam to znalazłam... widać za dużo w necie siedzę, bo mnie to nie oburza jakoś, jest jeszcze drugie, gdzie tak, jak pokazuje się faka, oni pokazują palce serdeczne z obrączkami. To zapamietałam, i powiedziałam babci, że jej informator jest ślepy i pomylił palce.

Poszłam sobie i napisałam bratu na fejsie o sytuacji, że nie chce mi się za niego oczami świecić, więc niech zmieni ograniczenia prywatności. I pewnie by mi nerw nie skoczył, ale za moment dzwoni do mnie MOJA MAMA siedząca aktualnie na działce, i pyta, co to za afera z tymi zdjęciami, bo ŻONA BRATA się pyta... więc dawaj tłumaczyć mamie, która nie rozumie zawiłości fejsa a tym bardziej ustawień prywatności o co chodzi, że no tak, jej się nie wszsytkie zdjęcia podobały, ale ich sprawa (?) i czy ona ma zadzwonić do babci z tłumaczeniem. Tak z braku afery zrobiła się afera, a na pewno się zrobi, jak mama nie wytrzyma i jednak zadzwoni do babci.

Więc wkurza mnie:
- że wszyscy muszą o wszyskich wszystko wiedzieć w tym domu
- że babcia nie wie o co chodzi, ale robi konspirację, ja muszę jej tłumaczyć jakieś dziwactwa i świecić za kogoś oczami
- że ktos jest nadgorliwy i opowiada babci o zdjęciach, które prawdopodobnie obejrzał, chociaż nie były przeznaczone dla jego oczu... a jak już obejrzał, to po kiego grzyba zawracał babci głowę takimi pierdami (kontrowersyjne były dwa zdjęcia na dwadzieścia kilka), czego jedynym skutkiem będzie to, że babcia się zdenerwuje, zwłaszcza z jej skłonnościami do wymyślania nie wiadomo jakich scenariuszy? aaa no tak, nutka paparazzo się odezwała, czytam ploty to chociaż raz mogę sam/a sensację przekazać

A przy okazji denerwuje mnie też nadopiekuńczość mamy i babci, zadawanie w kółko tych samych pytań, od czasu do czasu przesłuchania godne hiszpańskiej inkwizycji (chociaż nie niespodziewane, jestem małomówna, to trzeba ze mnie wyduszać zeznania) i wymyślanie problemów oraz snucie czarnych scenariuszy, bo jak po pracy nie wróciłam jak zwykle do domu tylko poszłam z mężem się poszwendać po centrum handlowym, to juz na pewno nie żyję, miałam wypadek, porwali mnie - ale nie, nie zadzwoni, bo może śpię, albo się zdenerwuję, że one się niepotrzebnie denerwują, o czym i tak się dowiem, od tych wszystkich osób, które zostały obdzwonione, czy nie wiedzą co się ze mną dzieje. Naprawdę jestem już starą babą i nie musze dzwonić do mamy i babci, że będę później, bo po lekcjach zostanę u koleżanki. I jestem też wredna i czasem właśnie dlatego nie mówię, że mnie nie będzie, żeby się nie czuć jak nastolatka znowu. Tak przy okazji - babcia ceni mój rozsądek i odpowiedzialność, nie uważa mnie za postrzeloną gówniarę z milionem idiotycznych pomysłów na minutę. Ale co sobie nawymyśla, to jej.

Naprawdę rozumiem troskę, to jest fajne, że się interesują i pomagają, ale kiedy zrozumieją, że ja nie lubię nadmiaru pytań, że nie lubię jak się mnie traktuję jak trzylatka i że naciskana zamykam się w sobie. A mama najpierw powie, że babcia właśnie jej zadała serię męczących pytań, a potem podobną serię zada mnie. Zdziwiona, że się denerwuję :)

sobota, 10 sierpnia 2013

81.

Na przedostatnim USG nasze dziecko pokazało nam:


Nasza niecierpliwość jednak zwyciężyła i moglismy rozesłać smsy, że "Jak u Kate i Williama". Pierwsze co zobaczyliśmy, jak głowica dotknęła brzucha, to pięciopalczasta łapka :)
(klejnoty były zaraz następne, chyba musieliśmy mieć mocno sceptyczne miny, bo lekarz pokazywał nam je kilkukrotnie i jeszcze podkreślił płeć w opisie badania).

Chyba mamy już imię, nawet szybko poszło, ale jeszcze nie na 100%. Nasze imię musi spełniać kilka warunków, poza oczywistym, że musi sie podobać:
- nie może mieć polskich znaków ani grup literowych (ani innych "nietypowych" liter),  żegnajcie ś, dź, umlauty, -sławy, i -mierze

- dobrze, żeby było międzynarodowe, czyli albo w swojej oryginalnej wersji dało się w miarę łatwo wymówić w wielu językach, albo żeby miało swoją wersję w innych językach

- ale z drugiej strony imiona niepolskie jak Xavier, Kevin itd. w moim odczuciu używane w Polsce są pretensjonalne i wyglądają kiepsko zapisane w oryginalnej wersji i jeszcze gorze spolszczone, a dziecko będziemy rejestrować w Polsce (inna sprawa, że jest sporo imion, które podobają mi się w wersji zagranicznej, ale nie polskiej, np. David tak, Dawid - nie; Anette/Jeanette tak, ale Aneta i Żaneta - zupełnie... takie tam spaczenie;))

- nie może się negatywnie kojarzyć, np. z wujkiem-którego-imienia-nie-wolno-wymawiać (co najmniej jeden taki wujek i ciocia z każdej strony) + moje skojarzenia typu: Łukasz - czego szukasz; Tadeusz wajhę przełóż; Edek z fabryki kredek; Jurek  - ogórek, kiełbasa i sznurek; Kajetan - babcia miała psa Kajtka; Otis - producent wind; Algis - cjanobakterie... (naprawdę jest takie imię, ale chyba nie na polskiej liście :P)

- imię nie może w swoim wydźwięku mieć oczywistego odniesienia do boga i religii, a najlepiej, żeby w ogóle nie wywodziło się z tradycji chrześcijańskiej

- nie może się znajdować w top10, a najlepiej top20 aktualnie nadawanych imion, najlepiej nie tylko w Polsce (w podstawówce w jednej klasie miałam 4 Kasie i 6 Maćków, teraz podobnie jest z Julkami i Kubusiami)

- patrzymy też na to, czy ładnie brzmi z nazwiskiem, a nawet z drugim imieniem, bo chcemy nadać dwa (cóż, ostatnio na fejsie jakaś koleżanka prawiła, jakie to nadawanie podwójnych imion jest burżujskie)

- no i oczywiście nie ma w przyszłości zaszkodzić dziecku i musi się dać zarejestrować w Polsce. Plus musi brzmieć tak, żebym dzwoniąc rano do przychodni nie spędziła 3/4 rozmowy na literowaniu imienia dziecka.

Wbrew pozorom te warunki nie utrudniają szukania, przynajmniej wiemy, czego oczekujemy. Ciotka by się pewnie śmiała (chociaż już widzę jej poważną mine i ton głosu), że łał, my to jak prawdziwi naukowcy, nawet imię wybieramy z naukowym podejściem...

Oczywiście bardzo pomocna jest wikipedia, nie tylko polska. Również, żeby się pośmiać. Z Pężyrki i Dzirżyterga

wtorek, 23 lipca 2013

80.

Dzidziuś się na nas wypiął na USG i nadal nie wiemy, czy chłopiec czy dziewczynka ;)
Złośliwe po tatusiu czy wstydliwe po mamusi?

wtorek, 16 lipca 2013

79.

Jesli chodzi o sprzątanie chodników, to myślałam, że debilnością pomysłu nic nie przebije dmuchawy, którą dmucha się np. na liście, przedmuchując je z miejsca w miejsce.
Ostatnio jednak widziałam pana, który kosił chodnik z kostki podkaszarką. (Chodnik nie był niczym porośnięty.)

czwartek, 11 lipca 2013

78.

Szkoda, że nie można wakacyjnego Słoneczka i powietrza zamykać w słoikach i przechowywać na zimę, a potem otwierać te słoiki uwalniając ciepełko i letni nastrój. Cóż to byłaby za oszczędność na ogrzewaniu!

piątek, 7 czerwca 2013

77.

W kwestii imion
(jeszcze nie wojujemy)
niektórzy idą w tradycję i nadają po babciach/dziadkach. Swoich, nie dziecka.
Ale: 4 babcie, 4 dziadków, kogo uhonorować? tradycja patriarchalna sugeruje ojca ojca ojca. A jeśli ten miał na imię Adolf? a poza tym przecież jesteśmy nowocześni, czemu mają mężczyźni rządzić? 4 dziadków to cztery imiona do wyboru, jest się o co bić (to już lepiej nie sięgajmy do pradziadków). Tylko co, jeśli wybierając jedno imię, obrazimy resztę rodziny?  Jak mam powiedzieć babci A., że imię babci B. bardziej mi się podoba? Bo jak powiem, że to babcia B. dawała mi zupę po szkole i  była zawsze, a babcia A. to tak bardziej od święta, to święta obraza murowana. Nawet, a może tym bardziej, jeśli wszyscy wiedzą, że to prawda. Pewne imiona odpadną ze względu na rodzinne animozje, tu znowu może być problem przeciwny - imię, które wybierzemy, okaże się, nosi(ła) jakaś znienawidzona w rodzinie ciotka. A w ogóle to nie ciotka tylko przyszywana kuzynka szwagra ciotecznego brata macochy prababci, ale to taka jędza była, że jak możecie!

Jak mi mąż mówi imiona swoich babć i dziadków, to dostaję głupawki. Wcale nie są jakieś specjalnie dziwne, ale wizja nazwania tak dziecka... o nie!




Brzuszek już widać. Ostatnio mąż powiedział, że fryzjerka go pytała, czy żona jest w ciąży, bo widziała mnie z brzuchem. Dodam, że zaglądam do tego zakładu może raz na parę miesięcy i nawet nie wiem, czy bym tę panią poznała na ulicy. Tak więc nie znasz dnia ani godziny, kiedy i kto cię śledzi. A fryzjer blisko domu, bardzo często przechodzę obok.

środa, 5 czerwca 2013

76.

Zauważyłam dziwną korelację.
Odkąd jestem w ciąży mam niepokojąco dużą ilość fałszywie pozytywnych wyników w labie.



(może drugi trymestr usprawni nieco pracę moich szarych komórek)
(może przez hormony patrzę bardziej optymistycznie i dlatego widzę wstawki tam, gdzie ich nie ma)

niedziela, 26 maja 2013

75.

Jakiś czas temu w wiadomościach ogłosili, że jacyś naukowcy pokazali, że matki z problemami kardiologicznymi częściej rodzą córki niż synów. Konkretnie w danej grupie aż 75% noworodków to były dziewczynki.

Temat mnie zainteresował, a że ktoś tam kiedyś gdzieś i jakoś tak sobie przypominam - to za mało dla naukowego umysłu - zaczęłam grzebać.
Po pierwsze, news był cytowany mniej więcej w takiej bogatej formie, jak to, co napisałam w pierwszym akapicie. Szukanie po polsku odesłało doPAP, ale bez linku, więc do widzenia, szukamy po angielsku. Cytowane były dwa źródła: konferencja kardiologów z 2012 i EurekAlert! Z konferencji niczego nie wydusiłam, ale EurekAlert wreszcie coś miał: źródło i nazwisko autora. No to szukam dalej, udało mi się dotrzeć do źródła, czyli The Anatolian Journal of Cardiology. Hurra! Journal ten ma zabójczy impact factor, całe 0,44, zdziwiłam się, że taki przełomowy news w takim niechodliwym czasopiśmie, ale co tam, ważne, że jest.
I czegóż się dowiedziałam u źródeł? niczego! tak mało, że tym razem zdziwiłam się, że ktokolwiek to opublikował, z jakimkolwiek impact factorem.

Artykuł jest listem do redakcji, tekstu jest na jedną i ćwierć kolumny, razem z tytułem, spisem autorów i referencjami. Kluczowa informacja to to, że 200 przepytanych kobiet urodziło 216 dzieci, z czego 164 (czyli 75,9%) to dziewczynki (16 urodziło się jako bliźnięta). Wymienione jest jeszcze procentowo, jakie problemy kardio miały te panie, a reszta to cytowanie innych artykułów o tym, że w specyficznych warunkach, zwłaszcza stresowych, obserwowano już wcześniej zaburzenie równowagi płci rodzących się dzieci.

Brakuje mi jakiegokolwiek źródła: skąd te kobiety pochodziły, jak zbierano dane o nich, może coś więcej oprócz bardzo luźno opisanej choroby (typu: wada zastawki mitralnej), w końcu stan pacjentów nawet z teoretycznie tą samą wadą może być drastycznie różny. Więcej można by się dowiedzieć, przegrzebując dokładnie PubMed, co mnie nawet kusi, ale nie mam czasu na to.

Na koniec stwierdziłam, że przy tak cienkich danych to i tak mieli megafarta, że ta wiadomość przebiła się do mediów.

(źródło czyli cały wspaniały artykuł pod tym linkiem)

PS.
to już mój wniosek, nie grzebałam w necie tylko na podstawie luźno do mnie dolatujących wiadomości:
jeśli zestawimy takie fakty, że (1) noszenie ciąży z dziewczynką jest mniej obciążające dla organizmu matki niż z chłopcem (ponoć ciąża "męska" skraca życie matki, a "żeńska" wydłuża) oraz (2) dziewczynki są silniejsze niż chłopcy, a dodatkowo wiemy, że organizm może pozbywać się ciąż w jakiś sposób chorych czy "nieodpowiednich" (np. poronienia, nawet na etapie tak wczesnym, że kobieta nawet nie wie, że zaszła) i dodamy do tego szereg sygnałów, które są wysyłane na linii matka-dziecko, z których części, na poziomie molekularnym pewnie jeszcze nie znamy...
to artykuł o którym piszę jest ciekawy i byłby ważny, gdyby był uczciwiej napisany, ale nie jest specjalnie zaskakujący :P

PS2. te wszystkie metody sterowania płcią dziecka za pomocą odpowiedniego pożywienia zostały już dawno naukowo obalone, ale mit trzyma się mocno, propagowany m.in. przez wydawnictwa zarabiające na pseudonaukowych publikacjach żerujących na naiwnych rodzicach. Ale przynajmniej nie są szkodliwe dla zdrowia ani inwazyjne.

PS3. Końcówka pierwszego trymestru; czuję, że to otumanienie, w którym trwałam od paru(nastu) tygodni powoli mnie opuszcza, to takie uczucie dziwne, jakbym z jakiejś gęstej mgły wychodziła

poniedziałek, 6 maja 2013

74.

Coś mi się zepsuło w telefonie, że nagle internet przestał działać. Padło na kartę SIM, którą na szczęście udało się szybko i bezboleśnie wymienić w salonie, net śmiga, a ja sprawdzam, czy nie straciłam razem ze stara kartą jakichś ważnych kontaktów. Chyba nie, bo i tak wszystkie skopiowałam do telefonu. I tak jadę po liście kontaktów, i nagle mi wyskakuje jakiś Juan i numer wyraźnie hiszpański. Ja: wtf? mąż: wtf?
Fakt, byłam w Hiszpanii jakieś pół roku temu, ale za Chiny ludowe sobie nie przypominam żebym a) nawiązała znajomość z jakimś tambylcem i b) tym bardziej wpisywała jego numer do telefonu (zwłaszcza, że nie znam hiszpańskiego). Najbardziej prawdopodobna wydaje się wersja, że albo zapisałam ten numer dla jakiejś koleżanki, która aktualnie nie mogła tego zrobić sama (??), albo to kontakt do hostelu na wypadek wypadku. Ale wtedy, jak się znam, napisałabym coś w stylu: Juan Hostel Takisiaki.
Nie należę do osób, które zadzwonią pod taki numer i spytają: hello, kim jesteś i dlaczego mam twój numer, więc Kontakt: Juan powędrował do kosza. Pa pa.

I nie, nie byłam pijana

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

73.

Jestem zdumioną myszą. Właśnie odebrałam wyniki badań na toksoplazmozę i oba są negatywne. Po 18 latach mieszkania z kotką, która lubiła się szlajać po okolicy i tłuc z innymi kotami spodziewałam się, że będę miała przeciwciała na toxo we krwi, a tu zonk! A ja tyle razy szkalowałam biedactwo, nazywając ją czule chodzącą toksoplazmozą.

Co do pozostałych ciążowych badań takich słodkości jak chlamydie, rzeżączka, HIVy i HCV to doścignął mnie absurd: w gabinecie tuż przed pobraniem musiałam się wylegitymować i podpisać zgodę na dwa z tych badań (oraz zobowiązanie, że w razie czego, poinformuję partnera...). Dodatkowo jeszcze morfologia, glukoza, mocz, no i grupa krwi. W czym tkwi absurd? w tym, że wszystkie te wyniki mogę odebrać w dowolnej placówce tej sieci gabinetów, bądź ściągnąć sobie z netu, z wyjątkiem...
tak, po grupę krwi muszę zgłosić się osobiście, do ściśle określonej placówki.

A zapewniają wsparcie psychologa, jak już poznam tę szokującą prawdę?

PS. nasza kocilla bardzo uważnie korzystała ze swoich 9 żywotów, a nawet podejrzewałam ją, że miała jakieś dodatkowe do wykorzystania, które przeszły z poprzedniego abonamentu. Szacujemy, że przeżyła 19 lat. I do samego końca trzymała się rewelacyjnie.

czwartek, 18 kwietnia 2013

72.

Nie ma to jak wprawne oko, przez lata wyćwiczone w wypatrywaniu na zdjęciach żelu agarozowego prążków, których w zasadzie nie ma, ale jednak widać je, bo bardzo tego chcę i wiem, gdzie patrzeć...

Tydzień później pasek na teście ciążowym był już ciemny i niezaprzeczalny

:)

A ja mogłabym spać na okrągło. Dzisiaj, wybudzona przez męża po ok. 40 minutach drzemki (zainteresował się, że nie daję znaku życia, bo zwykle po 15-20 minutach dżemania wstawałam "odżyta") byłam w stanie totalnego hau miau gdzie ja jestem? Kompletnie nie wiedziałam gdzie jestem, która godzina, o co chodzi, jaki dzień i w ogóle kto mi nie daje spać. A wydawało mi się, że nie jestem bardzo zmęczona...

poniedziałek, 25 marca 2013

71.

Właśnie robię (właśnie - czytaj - właśnie pisząc na blogu) niezwykle pasjonującą rzecz, jaką jest sprawdzanie zgodności zacytowanych publikacji z bibliografią. Czy w tekście lub w referencjach nie ma czegoś, co jest w tym drugim. Pomyślałam, że choćbym to 5x sprawdziła, to i tak pewnie będzie tam jakiś błąd. Więc skoro tak myślę, to czy będę sprawdzać jeszcze uważniej, czy, wręcz przeciwnie, mnie uważnie, gdyż już się rozgrzeszyłam z ewentualnych pomyłek przekonaniem, że i tak są one nieuniknione?

Doszedłszy do Kary Mullisa myślę, że gość uczciwie zasłużył na tego Nobla za PCRa (przy okazji - czytałam kiedyś książkę wydaną przed 1992r, a jeden z głównych bohaterów wychwałal PCR pod niebiosa, twierdząc, że to odkrycie na miarę nobla:). Oczywiście główny bohater, jako geniusz biologii molekularnej wszystko badał PCRem i zawsze wszystkiego, czego miał się dowiedzieć, dowiadywał się - akcje typu znaleźliśmy kroplę krwi to zaraz poznamy mordercę;)

Od PCRu moje myśli powędrowały.......
Fiskus znowu robi zakusy na naszą kasę, ostatnio była ta sprawa, co jakiś sąd uznał, że gość musi płacić podatek od wzbogacenia jeżeli korzysta ze służbowego samochodu. Więc  idąc tym tropem, pracując w labie będziemy musieli płacić za korzystanie ze sprzętów laboratoryjnych? jaki cennik za wirówkę? czy koszt zależy od czasu wirowania i ilości obrotów? pewnie również od wielkości wirowanej próbki? a puszczenie PCRu? powinno się chyba rozliczać zależnie od ilości próbek, cykli i czasu amplifikacji. Na czym polega wzbogacenie? na ułożeniu układanki z dNTP w określoną sekwencję :) Potem tę sekwencję można sklonować, na dodatek in vitro, więc klątwa kościoła oczywista - patrz pan jaka ta praca w labie niebezpieczna, gdzie się nie obrócisz, tam piekło czyha
(a jak nie piekło, to rozeźlony szef :P, nie wiadomo, co gorsze)

Wracając jeszcze do tego podatku od wzbogacenia, niedługo znikną wszelkie pracowe imieniny, bo przecież nie można się bezkarnie wzbogacać w ciasto. Ba! zwykłe "Daj gryza" skończy się wpisem do PITa!

sobota, 23 marca 2013

70.

Mało ostatnio piszę, bo nie mam nic ciekawego do powiedzenia, to co będę gadać bez sensu.

Tymczasem idzie Wielkanoc i muszę trochę potrollować ;).

Jestem jak ten grumpy cat. Na wielu blogach hand-made'owych - same jajka. Widzę te jajka i mam właśnie taką minę. O nieeee, jaja, jaja, jaja. Może i ładne, ale ile można. Zwłaszcza, jak się nie cieszy na wielkanoc. A właściwie cieszy - bo dieta pójdzie w kąt i nażrę się (przepraszam, ale to najbardziej oddaje istotę rzeczy) ciasta i innych smakołyków - jak to ja mówię - jak dzika świnia na stepie :). Dekoracje na Boże Narodzenie były bardziej zróżnicowane - bombki, bałwanki, mikołaje, świeczniki... a tu jajka i jajka. Nieważne.

A propos grumpy kota - moja sąsiadka, skądinąd pani bardzo w porządku - odkąd pamiętam chodzi z taką miną ;)

No więc co do wielkanocy to moją wiarę można podsumować tak, jak na tym minikomiksie, który w zasadzie krótko lecz treściwie podsumowuje, co sądzę na temat życia po śmierci



Zważywszy powyższe powinnam zacząć bardziej korzystać z życia (tu powinna powstać lista rzeczy, które powinnam natychmiast zaprzestać robić, lub też wręcz przeciwnie, poświęcić im znacznie więcej czasu, który powinien się znaleźć, po zaprzestaniu tamtych. Konkludując, powinnam mniej czasu tracić przed komputerem).

Jestem złośliwa i śmiałam się z kolegi, który będzie musiał wstać na mszę (rezurekcyjną?) o piątej rano. Msza na szóstą, ale tym razem będzie zmiana czasu akurat w tę niedzielę. (Ale żeby nie było, że jestem taka do końca okropna, to kiedyś zrobiłam mu bufor i powiedziałam, że daję mu go, żeby nie musiał obciążać swojego sumienia podkradaniem mojego).

A tak w ogóle to zostałam ciocią i nawet ludzie mi z tego powodu gratulują, jakbym to ja miała w tym jakąś zasługę :P. W każdym razie mama czuje się dobrze, a mały jest zdrowy i śliczniutki. Mówcie co chcecie i bądźcie bardziej poprawni niż Amerykanie, ale ładni mają lepiej życiu i już. Babcia twierdzi, że jest podobny do brata, skórka zdjęta itd, babcia to podobieństwo widziała już na zdjęciu z USG w piątym miesiącu:)

wtorek, 5 lutego 2013

69.

Jak romantycznie...
Ja do męża: kup mi frezje :)
on: za co?
ja: za to, że jestem :)
on: eee, yyy, kasy nie mam