sobota, 17 sierpnia 2013

84.

Ciągle śnią mi się różne różności. Darmowe kino.
Wolałabym jednak zapłacić za bilet, ale za to wybrać fabułę i obejrzeć film w całości.

Dziś między innymi chodziłam w glanach i obtarłam sobie stopy, bolało, oraz miałam najazd zielonoświątkowców na moją najbliższą okolicę. Przy okazji badania moczu na obecność bakterii musiałam zrobić posiew tegoż moczu na 36 szalek. I te stosy szalek prześladowały mnie przez pół nocy.

piątek, 16 sierpnia 2013

83.

Wybrane przez nas dla synka imiona mogą sie kojarzyć ze znanymi naukowcami (zwłaszcza jak ktoś zna nasze life science'owe zainteresowania).

Babcia (zaakceptowawszy): ale tak się zastanawiam, co wy zrobicie, jak on okaże się humanistą?


No cóż, niech no spróbuje pisać poematy, to wydziedziczę!

czwartek, 15 sierpnia 2013

82.

Chyba jestem zbyt nerwowa, a przecież muszę się oszczędzać.
Ale jak tu nie dostać szału, jak schodzę na chwilę do babci, gadka-szmatka i nagle babcia wypala (a z głosu juz słyszę, że temat ją przeraża i w ogóle jak tak można, jakby się dowiedziała, że mój brat nie wiadomo jaką zbrodnię popełnił. Brat był sprytny i wyjechał daleko już dawno)
no więc babcia wypala: doniesiono mi (tak własnie powiedziała!), że brat na swoich zdjęciach ślubnych jakiś brzydki gest pokazał (czytaj: środkowy palec).
Tu jeszcze jedna dygresja: ślub wzięli cichcem i skromny, a kilkanaście zdjęć wrzucili na fejsa, babcia fejsa nie ma... owszem, pokazał palec, jak poszukałam to znalazłam... widać za dużo w necie siedzę, bo mnie to nie oburza jakoś, jest jeszcze drugie, gdzie tak, jak pokazuje się faka, oni pokazują palce serdeczne z obrączkami. To zapamietałam, i powiedziałam babci, że jej informator jest ślepy i pomylił palce.

Poszłam sobie i napisałam bratu na fejsie o sytuacji, że nie chce mi się za niego oczami świecić, więc niech zmieni ograniczenia prywatności. I pewnie by mi nerw nie skoczył, ale za moment dzwoni do mnie MOJA MAMA siedząca aktualnie na działce, i pyta, co to za afera z tymi zdjęciami, bo ŻONA BRATA się pyta... więc dawaj tłumaczyć mamie, która nie rozumie zawiłości fejsa a tym bardziej ustawień prywatności o co chodzi, że no tak, jej się nie wszsytkie zdjęcia podobały, ale ich sprawa (?) i czy ona ma zadzwonić do babci z tłumaczeniem. Tak z braku afery zrobiła się afera, a na pewno się zrobi, jak mama nie wytrzyma i jednak zadzwoni do babci.

Więc wkurza mnie:
- że wszyscy muszą o wszyskich wszystko wiedzieć w tym domu
- że babcia nie wie o co chodzi, ale robi konspirację, ja muszę jej tłumaczyć jakieś dziwactwa i świecić za kogoś oczami
- że ktos jest nadgorliwy i opowiada babci o zdjęciach, które prawdopodobnie obejrzał, chociaż nie były przeznaczone dla jego oczu... a jak już obejrzał, to po kiego grzyba zawracał babci głowę takimi pierdami (kontrowersyjne były dwa zdjęcia na dwadzieścia kilka), czego jedynym skutkiem będzie to, że babcia się zdenerwuje, zwłaszcza z jej skłonnościami do wymyślania nie wiadomo jakich scenariuszy? aaa no tak, nutka paparazzo się odezwała, czytam ploty to chociaż raz mogę sam/a sensację przekazać

A przy okazji denerwuje mnie też nadopiekuńczość mamy i babci, zadawanie w kółko tych samych pytań, od czasu do czasu przesłuchania godne hiszpańskiej inkwizycji (chociaż nie niespodziewane, jestem małomówna, to trzeba ze mnie wyduszać zeznania) i wymyślanie problemów oraz snucie czarnych scenariuszy, bo jak po pracy nie wróciłam jak zwykle do domu tylko poszłam z mężem się poszwendać po centrum handlowym, to juz na pewno nie żyję, miałam wypadek, porwali mnie - ale nie, nie zadzwoni, bo może śpię, albo się zdenerwuję, że one się niepotrzebnie denerwują, o czym i tak się dowiem, od tych wszystkich osób, które zostały obdzwonione, czy nie wiedzą co się ze mną dzieje. Naprawdę jestem już starą babą i nie musze dzwonić do mamy i babci, że będę później, bo po lekcjach zostanę u koleżanki. I jestem też wredna i czasem właśnie dlatego nie mówię, że mnie nie będzie, żeby się nie czuć jak nastolatka znowu. Tak przy okazji - babcia ceni mój rozsądek i odpowiedzialność, nie uważa mnie za postrzeloną gówniarę z milionem idiotycznych pomysłów na minutę. Ale co sobie nawymyśla, to jej.

Naprawdę rozumiem troskę, to jest fajne, że się interesują i pomagają, ale kiedy zrozumieją, że ja nie lubię nadmiaru pytań, że nie lubię jak się mnie traktuję jak trzylatka i że naciskana zamykam się w sobie. A mama najpierw powie, że babcia właśnie jej zadała serię męczących pytań, a potem podobną serię zada mnie. Zdziwiona, że się denerwuję :)

sobota, 10 sierpnia 2013

81.

Na przedostatnim USG nasze dziecko pokazało nam:


Nasza niecierpliwość jednak zwyciężyła i moglismy rozesłać smsy, że "Jak u Kate i Williama". Pierwsze co zobaczyliśmy, jak głowica dotknęła brzucha, to pięciopalczasta łapka :)
(klejnoty były zaraz następne, chyba musieliśmy mieć mocno sceptyczne miny, bo lekarz pokazywał nam je kilkukrotnie i jeszcze podkreślił płeć w opisie badania).

Chyba mamy już imię, nawet szybko poszło, ale jeszcze nie na 100%. Nasze imię musi spełniać kilka warunków, poza oczywistym, że musi sie podobać:
- nie może mieć polskich znaków ani grup literowych (ani innych "nietypowych" liter),  żegnajcie ś, dź, umlauty, -sławy, i -mierze

- dobrze, żeby było międzynarodowe, czyli albo w swojej oryginalnej wersji dało się w miarę łatwo wymówić w wielu językach, albo żeby miało swoją wersję w innych językach

- ale z drugiej strony imiona niepolskie jak Xavier, Kevin itd. w moim odczuciu używane w Polsce są pretensjonalne i wyglądają kiepsko zapisane w oryginalnej wersji i jeszcze gorze spolszczone, a dziecko będziemy rejestrować w Polsce (inna sprawa, że jest sporo imion, które podobają mi się w wersji zagranicznej, ale nie polskiej, np. David tak, Dawid - nie; Anette/Jeanette tak, ale Aneta i Żaneta - zupełnie... takie tam spaczenie;))

- nie może się negatywnie kojarzyć, np. z wujkiem-którego-imienia-nie-wolno-wymawiać (co najmniej jeden taki wujek i ciocia z każdej strony) + moje skojarzenia typu: Łukasz - czego szukasz; Tadeusz wajhę przełóż; Edek z fabryki kredek; Jurek  - ogórek, kiełbasa i sznurek; Kajetan - babcia miała psa Kajtka; Otis - producent wind; Algis - cjanobakterie... (naprawdę jest takie imię, ale chyba nie na polskiej liście :P)

- imię nie może w swoim wydźwięku mieć oczywistego odniesienia do boga i religii, a najlepiej, żeby w ogóle nie wywodziło się z tradycji chrześcijańskiej

- nie może się znajdować w top10, a najlepiej top20 aktualnie nadawanych imion, najlepiej nie tylko w Polsce (w podstawówce w jednej klasie miałam 4 Kasie i 6 Maćków, teraz podobnie jest z Julkami i Kubusiami)

- patrzymy też na to, czy ładnie brzmi z nazwiskiem, a nawet z drugim imieniem, bo chcemy nadać dwa (cóż, ostatnio na fejsie jakaś koleżanka prawiła, jakie to nadawanie podwójnych imion jest burżujskie)

- no i oczywiście nie ma w przyszłości zaszkodzić dziecku i musi się dać zarejestrować w Polsce. Plus musi brzmieć tak, żebym dzwoniąc rano do przychodni nie spędziła 3/4 rozmowy na literowaniu imienia dziecka.

Wbrew pozorom te warunki nie utrudniają szukania, przynajmniej wiemy, czego oczekujemy. Ciotka by się pewnie śmiała (chociaż już widzę jej poważną mine i ton głosu), że łał, my to jak prawdziwi naukowcy, nawet imię wybieramy z naukowym podejściem...

Oczywiście bardzo pomocna jest wikipedia, nie tylko polska. Również, żeby się pośmiać. Z Pężyrki i Dzirżyterga