środa, 26 lutego 2014

94.

Rady płyną nieustannie, sączone ostrożnie, co bym nie ofukała, bo dlaczego on ma zimne rączki ubierz go, iksińska mówiła, że... a ona jest lekarzem, więc dlaczego wy i może jednak, a dlaczego z tym wózkiem przy ulicy większej a nie mniejszej bo spaliny nie idź tędy i co z tego że mniejsza nieprzejezdna...

ale: ty jesteś matką, ty wiesz co jest dla twojego dziecka najlepsze i zrobisz jak chcesz (powiedziane z lekkim fochem na próbę dyskusji/negocjacji/tłumaczenia)

A kiedy proszę o radę, albo próbuję sie podzielić wątpliwościami: ty jesteś matką, ty wiesz co jest dla twojego dziecka najlepsze (powiedziane tonem: ja nic nie wiem, mnie nie pytaj, jeszcze będzie na mnie; ewentualnie cichy wyrzut, że przecież mieli się nie wtrancać, to czego chcę).

Co za kretyńska, przepraszam szanowną rodzinkę, odzywka. Że niby jak matka to wie najlepiej. A skąd ma wiedzieć? owszem, wie może lepiej, czy ten płacz oznacza marudzenie czy złość, a może głód, wie lepiej czy chce smoka czy jednak nie, wie lepiej, że teraz brzuszek do brzuszka a nie na plecki... ale i tak się myli. Ale skąd ma wiedzieć wszystko inne? co znaczy wysypka, albo czy nie za wolno rośnie, albo czy jakis objaw to coś poważnego, czy drobiazg? Zwłaszcza matka pierwszego dziecka, ale w sumie każde dziecko może byc zupełnie inne... nagle wszystkie mamy babcie ciocie, okazuje się, już nie pamiętają, co to znaczy mieć dziecko, radź sobie sama kobieto.
Jak uznam, że kwas siarkowy jest idealnym dodatkiem do kąpieli, to też powiedzą, że matka wie najlepiej? i dodadzą Pamiętaj chemiku młody...



[najbardziej rozwaliła mnie moja mama, kiedy Paszcz miał niecałe 2 tygodnie i piewszy dzień, że darł się i darł i nijak nie mógł się uspokoić chyba całe popołudnie. Byłam na skraju wyczerpania, sama ryczałam, w końcu mąż mnie z domu wykopał wieczorem, żebym złapała oddech. Wracając zajrzałam do mamy, która pod moją nieobecność zajrzała do Paszczaka, a jak przyszłam, to spokojnie stwierdziła, że przecież wystarczyło jak mu podała smoczek i od razu zasnął. Nie wytrzymałam i znów się poryczałam, i wyszłam już bez tłumaczenia o co chodzi, omal nie trzasnęłam drzwiami. Bo mama przyszła na gotowe, czyli Paszczak po prostu padł ze zmęczenia od darcia pysia, a tu mi jakieś insynuacje, że głupi smoczek wystarcza. Mąż spokojnie stwierdził, że pewnie to baby blues, i że następnym razem będzie lepiej... blues nie blues, popłakać pozwolił, i rzeczywiście potem już było lepiej. Albo nie gorzej.

Na drugim  chyba miejscu są teściowie, którzy mieszkają daleko, więc głównie telefon... a przez telefon: ojej jak słodko (Paszczak ryczy, że ledwo słyszę własne myśli, a co dopiero ich w słuchawce). Tłumaczę, że wcale nie słodko, ale zrozumieli dopiero, jak przyjechali i się na własnej skórze przekonali. Miałam złośliwą satysfakcję, ale dzielnie powstrzymałam się od ...a nie mówiłam?
...teściowie ex aequo z jedną z moich babć, która również słysząc popłakiwanie uznała je za urocze, a jak powiedziałam, że płacz 90 dB (ach te aplikacje na smartfona) prosto do ucha wcale milusi nie jest to kazała mi być cicho, bo teraz ona mówi. Pfff]

niedziela, 2 lutego 2014

93.


Jedzenie z piersi ma swoje zalety (cycki cycki cycki)
i swoje wady (mleko mleko mleko znowu mleko, mleeeeee)