poniedziałek, 30 kwietnia 2012

41.

Właśnie teraz jest mój najulubieńszy czas w roku. Ten krótki okres, kiedy wszystko dopiero zaczyna się zielenić i kwitnąć, a młode listki mają cudowny soczyściezielony, świeży kolor i otulają drzewa delikatną mgiełką.

niedziela, 22 kwietnia 2012

40.

Przejażdżka rowerowa (dopiero druga w tym roku) nie do końca przyniosła upragniony relaks. Tzn. sama jazda była świetna, a prawie cała trasa przebiegała ścieżkami rowerowymi. Oczywiście nie zabrakło absurdu: ścieżka skończyła się nagle, potem kilkaset metrów dalej znów się pojawiła... jakieś 40 metrów, i potem znów kilkuset metrowa przerwa do następnego fragmentu.
Zdenerwowała mnie jednak nie ścieżka, ale jej użytkownicy.
Jak wiadomo, człowiek człowiekowi wilkiem (a zombie zombie zombie). A już na pewno Polak Polakowi wilkiem. Jeżeli podzielimy użytkowników dróg i chodników na pieszych, rowerzystów i kierowców, to każda z tych grup będzie przeciwko pozostałym dwóm. Wiadomo, kierowcy nie chcą przepuszczać pieszych i rowerzystów na światłach (co tam, że jadą/idą prawidłowo na zielonym), piesi chodzą rozkosznie ścieżkami... itd.  Oczywiście świętą rację ma ta grupa, do której w danej chwili należymy. Bo przecież zawsze się gdzieś spieszymy, a ustąpić innym, choćby i słusznie, to ujma na honorze.
Chyba najgorsze jest to, że w każdej z tych grup ludzie nawzajem też są sobie wilkami. Zero pomyślunku, dominuje postawa "mnie się należy", ewentualnie totalna bezmyślność. Przykłady? rowerzysta nie ma przed sobą nikogo, więc delektuje się jazdą środkiem ścieżki, któż niby miałby go wyprzedzać? albo ścieżką, na której swobodnie, ale bez szału mieszczą się dwa rowery jedzie parka. Gdy z naprzeciwka pojawia się inny rowerzysta, oni "przytulają się" do siebie, zamiast pojechać jedno za drugim. Gość z naprzeciwka musi zwolnić, mijają się ledwo-ledwo, prawie zahaczając kierownicami. A jeszcze niektórzy nie pamiętają, że w Polsce obowiązuje ruch prawostronny i dotyczy to nie tylko jezdni.
Sezon dopiero się zaczął, a ścieżek mało :(
Na szczęście paru normalnych i myślących jeszcze zostało :)

środa, 18 kwietnia 2012

39.

Był kiedyś taki obrzydliwy dowcip:
Jasiu! nie obgryzaj dziadkowi paznokci! Jasiu, mówię, nie obgryzaj dziadkowi paznokci, przestań natychmiast bo zamknę trumnę!
Skojarzyło mi się, bo wśród zdjęć z wakacji wygrzebałam takie, pstryknięte w jakimś namiocie z przecenionymi książkami i księgopotworami.


Smacznego :P

niedziela, 15 kwietnia 2012

38.

A jak już zamieszkamy w Berlinie, to na Tempelhofie będę puszczać latawce.

W galerii przy Friedriechstrasse będę oglądać bajecznie kolorowe prace Romero Britto, którego podpis wygląda jak pi.

Nie wiem, kiedy to nastąpi. Ale w pracy powieszę sobie pocztówkę z ostatniej wyprawy do Berlina. Jako motywację.

To miasto na mnie dobrze działa. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale świetnie się tam czuję, ciągnie mnie tam, podoba mi się. Może częściowo wynika to z faktu, że jestem tam zawsze w czasie wolnym, mogę całkowicie oderwać się od rzeczywistości, od pracy, ale także od szumu medialnego - takie krótkotrwałe przeniesienie do zupełnie innego świata.
Jedno jest pewne: po dwóch latach moje uczucia do Berlina nie uległy zmianie ;)
Podobnie działa na mnie jeszcze Gdańsk.


poniedziałek, 2 kwietnia 2012

37.

Teściowa suszy nam głowę, żebyśmy ochrzcili dziecko, bo jej zdaniem, nie chrzcząc go, zrobimy mu ogromną krzywdę.

Na szczęście nie dopytuje kiedy będziemy mieć to dziecko :)

36.

Pamiętam jeden z ostatnich razów, kiedy poszliśmy na mszę, a już na pewno był to nasz ostatni raz z palemkami w niedzielę palmową. To musiało być pod koniec podstawówki. Pierwsza rzecz, która mi się z tamtym dniem kojarzy, to to, że poszliśmy z tymi palmami tylko dlatego, że wiedzieliśmy, że babcia, która akurat wyjechała, będzie zła, jak się dowie, że nie byliśmy. Już wtedy zdawaliśmy sobie sprawę, że to dość kiepska pobudka do chadzania do kościoła.
Druga rzecz - chyba jedyny raz wtedy weszliśmy na galeryjkę, skąd mieliśmy widok na tłum na dole, a dzięki temu niezłą zabawę. Obserwowaliśmy kto ma tupecik, kto się podrapał po nosie, co zrobił kolega... W sumie nic zdrożnego, a ubaw był niezły.

Potem jednym z argumentów, żeby nie chodzić na mszę było to, że spać wolę w domu, w łóżku, a nie na niewygodnej, twardej ławce ;)

niedziela, 1 kwietnia 2012

35.

Godzina dla Ziemi
W zasadzie nie jestem anty, uważam, że trzeba popierać ekologiczny tryb życia , co jednak, generalnie, oznacza utrudnienie go sobie i podrożenie, co jest jednak bardzo istotnym problemem.
Co do akcji Godzina dla Ziemi, to moje główne skojarzenie jest takie:
jak ludzie przez godzinę posiedzą po ciemku to jeszcze bardziej docenią, jak bardzo potrzebują prądu
a jak godzina minie, to ochoczo zapalą światło i już nie będą pamiętać, że może by tak pooszczędzać prąd
I w ogóle co to jest godzina bez światła, jak inne sprzęty chodzą