niedziela, 22 marca 2015

114.

Było sobie życie. Było.
Jesteśmy w parku, ścieżką przechadza się kudłata gąsienica: "zobacz Tintin, komuś brewka uciekła".
Podszedł. Dotknął. Zwinęła się w kulkę. Zdziwiony, zaciekawiony, chyba trochę przestraszony. Tata mu tłumaczy, że to gąsienica, że to sobie żyje...
Nie zdążyłam powiedzieć "jeszcze", a Tintin bach! bucikiem. Zdeptał i jeszcze poprawił, a potem pacną łapką jak kotek i już go nie było.

niedziela, 1 lutego 2015

113.

Jestem dinozaruem. Stwierdziłam wcisnąwszy do kieszeni odtwarzacz mp3 o zabójczej pojemności 4 GB (ale po co mi więcej? dla samego mania?). Jestem dinozaruem, bo ze słuchania muzyki z mojego kasetowego (!) walkmana zrezygnowałam dopiero ok. 2005 roku i to w sumie pod naciskiem brata (czytaj: ostro wyśmiewana). Nigdy nie przeszłam etapu słuchania muzyki z discmana, a walkmanik idealnie mieścił się w kieszeni kurtki i zawsze działał bez zarzutu. Podejrzewam, że działałby nadal, gdybym tylko zniosła go z poddasza i nakarmiła świeżymi bateriami. Walkmana zamieniłam na mp trójkę całe 512 MB :), w której wyświetlacz udało mi się stłuc książką do angielskiego na samym początku użytkowania, ale defekt nie był zabójczy, więc używałam go nawet dość długo (pewnie działałby nadal, patrz j.w.) i potem tylko wymieniłam na pojemniejszy (zaletą jego było działanie na baterie, zawsze miałam ze soba zapasowe akumulatorki, więc groźba odcięcia od muzyki mi nie groziła, nowszy model trzeba ładować przez komputer).
Jestem dinozaruem, bo zamiast szpanersko słuchać muzy z telefonu, przepraszam, ze smartfona, albo w ogóle jakiego ajpada czy innego ebooka używam mojego tyciego odtwarzaczyka. Dla mnie to kwestia wygody (swoją drogą osoba wyciągająca z czeluści torby tablet po to, żeby posłuchać muzyki w tramwaju wygląda dość zabawnie, podobnie zresztą jak turyści strzelający foty zabytków tabletami). Ostatnio prawie w ogóle nie słucham muzyki na ulicy, więc ostatnie dwa tygodnie samotnych godzinnych podróży komunikacją miejską pozwoliły mi przypomnieć sobię tę przyjemność :). Tak, ostatnio zdecydowanie za mało muzyki słucham, a już głośnej muzyki - tyle co kot napłakał.
Jestem dinozaruem, bo nadal moim zespołem no 1 (choć teraz już jednak rzadziej słuchanym, na rzecz innych wykonawców*) jest Queen. Ostatnia rocznica urodzin Freddiego uświadomiła mi, że gdyby żył, miałby tyle lat, co mój teść. Nie gdybam co by było.

* mój tata chyba nadal sądzi, że Queen jest jedynym, czego słucham, więc nie mam po co krytykować tego, co on puszcza, bo usłyszę co najwyżej zgryźliwe stwierdzenie, że muzyka nie kończy się na Queen.

***
a teraz coś z zupełnie innej beczki...

(nie chce nam się ruszyć z domu, bo leje jak z Cerbera)
Mąż: zjadłbym coś słodkiego, a tam... ciągle pada
Ja: asfalt ulic jest dziś śliski jak brzuch ryby
Mąż: skąd wiesz? jest +5