sobota, 31 marca 2012

34.

Za oknem - szkoda gadać, wiosna się schowała po naporem śniegu, śniegu z deszcze, gradu, deszczu ze śniegiem... właściwe podkreślić, zależnie o którym kolejnym pięciominutowym przedziale czasowym mowa. No dobra, w międzyczasie zdarzały się suche chwile i nawet przebłyski słońca - tym bardziej zdradliwe, zwłaszcza dla pechowców, którzy chcą szybciutko wyskoczyć do sklepu.
Tak na poprawę nastroju dwa ciepłe zdjęcia (moje (C) )


To drugie to pamiątka znad morza :)

poniedziałek, 26 marca 2012

33.

Fajnie było dziś pójść do kawiarni, wypić czekoladę leniwie przeglądając net w telefonie, wrócić do domu tramwajem...
Brzmi banalnie, ale jak się od dwóch miesięcy funkcjonowało niemalże jedynie na trasie praca-dom-dom-praca, to to jest powiew wolności

:)

niedziela, 25 marca 2012

32.

Nie potrzebowałam kupować opakowania 100 torebek herbaty Earl Grey, bo generalnie pijemy teraz zwykłą, sypaną, a ta miała być tylko jako dodatkowa, dla smaku, zresztą jedna z wielu, bo jestem herbatoholikiem i herbaty różne niemalże kolekcjonuję.

Jednak nie mogłam przejść obojętnie wobec faktu, że op. 20 torebek kosztowało 5zł, a op. 100 torebek - 12 zł.

31.

Łódeczka marzeń. Historia bez happy endu


sobota, 24 marca 2012

30.

Trzęsacz.
Posejdon wkurzył się, że ludzie modlą się do jakiegoś innego boga, więc podpierniczył im świątynię. Zazdrośnik, ale cierpliwy.



(zgodnie z ostatnią modą powinnam była napisać Częsacz)

wtorek, 20 marca 2012

29.

Mam mnóstwo rzeczy do zanotowania tutaj, ale jak siadam do kompa, zresztą zmęczona po całym dniu (dziś było wyjątkowo dużo do zrobienia), to w głowie mam pustkę.

Na przykład zastanawiam się, dlaczego nie mogę się przemóc, żeby mówić po niemiecku. Na zajęciach - ok. Jakoś jadę, zwłaszcza, kiedy muszę coś powiedzieć, bo przecież rozmówca tkwi w niewiedzy i trzeba go uświadomić ;) (no wiadomo, dobry lektor wie jak wetknąć kij w mrowisko). Ale poza tym - no nie mogę. Niemota.
Jedziemy do Berlina na wycieczkę (juppi!) każdy normalny cieszyłby się, że wreszcie wypróbuje to, czego się nauczył - w praktyce. A ja? Już się boję, że rodzinka będzie mnie molestować, żebym gadała, bo przecież wreszcie będą mogli posłuchać. Dobrze, że za zajęcia płaciłam zupełnie sama, to nie będą docinać, że kasa poszła w błoto. Wiem, że to jest chore, ale nie umiem się przemóc.
Zresztą przerwę w niemieckim miałam strasznie długą (już jakieś 9 miesięcy), próbuję się zabrać za jakąś powtórkę, ale ciężko jest.
A jeszcze inne jęzory czekają w kolejce, ehhhh

Ciągle szukam motywacji. Poszła sobie skubana i nie wraca.


sobota, 10 marca 2012

28.

Informacja o planowanym wykładzie z cyklu: Kariera po doktoracie.
Kolega: wykład sponsorują carrefour, tesco i biedronka

niedziela, 4 marca 2012

27.

Homeopatia
Jak dla mnie jeden wielki kit, który pownien być zakazany, a przynajmniej przedstawiony tak, żeby ludzie wiedzieli, że łykają tylko wodę z cukrem.
I o tę wodę mi chodzi. Kto pracował kiedyś w labie, wie, że woda to nie jest po prostu woda, że są wody i wody. Że ta z kranu na przykład to się najwyżej to wstępnego mycia nadaje, bo czasem to nawet na herbatę strach brać. Albo, że woda, w której teoretycznie poza H2O nic nie powinno być, jednak coś ma, "dzięki" czemu doświadczenie nie wychodzi. Nie takie pH na przykład (tak przy okazji - nadal nie wiem, czemu woda dejonizowana jest kwaśna) i doświadczenie siada.
Więc w tej wodzie, chcąc otrzymać homeopatyczne "lekarstwo" rozpuszcza się jakiś związek, a potem rozcieńcza tak długo, aż w roztworze teoretycznie nie zostaje ani jedna cząsteczka rozpuszczanej substancji (albo zostają jakieś pojedyncze, ale co może jedna cząsteczka czegoś zawarta w wiadrze wody?).
Wielbiciele homeopatii twierdzą, że woda ma pamięć, i dzięki temu "wie", jaka cząsteczka była w niej zawarta wyjściowo.
No i tak: jeżeli woda pamięta (przyjmijmy roboczo, acz czysto hipotetycznie, że jednak ma tę zdolność), że rozpuszczaliśmy w niej np. sól, to pamięta też wszystkie inne substancje, z jakimi się kiedykolwiek, płynąc przez świat, zetknęła. Bo niby co? specjalne wytrząsanie powoduje, że woda pamięta sól, którą chcemy, żeby pamiętała, ale nie pamięta, że zanim wpłynęła do kranu, to przepłynęła przez gospodarstwo rolne, obficie spłukując z pól obornik, a potem pomieszała się z setkami pachnących substancji w oczyszczalni? A więc może wcale nie "leczę" się solą, tylko krowim moczem? W najlepszym przypadku do wody dostają się cząsteczki tego, w czym jest mieszana, może więc leczy mnie żelazo z wiadra, w którym wszystko rozcieńczano? Jedna cząsteczka żelaza anemii nie wyleczy wprawdzie, ale co tam.
A skoro homeopatia to woda z cukrem, to zgodnie z założeniami jej teorii najlepiej się powinna nadawać do leczenia... cukrzycy? Cukierki są smaczniejsze, jeśli choremu nagle spadnie cukier. I tańsze.

Woda cały czas krąży. Można by przyjąć, że cała woda na świecie pamięta wszystkie substancje świata. Może woda do mojej popołudniowej herbaty opłukała eukaliptusy w Australii i pamięta koale? Może gdyby woda umiała mówić, to snułoby się opowieści nie przy, ale z herbatą?
Moja uparcie milczy. Może ma alzheimera.

I jeszcze znalezione na YouTubie... Homeopatyczny ostry dyżur :) Polecam :)
http://www.youtube.com/watch?v=6ilX1GyGRAI

(tylko link, bo próba wrzucenia filmu na stronę mało nie przyprawiła mnie o zawał: wyskoczył jakiś błąd, a potem urocza informacja, że blog został skasowany...)

sobota, 3 marca 2012