czwartek, 5 stycznia 2012

11. Nie postanowienia noworoczne

Początek roku, to wypadałoby jakieś radosne postanowienia i plany czego to ja nie zrobię... albo chociaż podsumowanie roku ubiegłego. Postanowień nie robię, bo uważam, że to głupie, nikt ich nie przestrzega, a wręcz zabawne jest licytowanie się, kto szybciej złamał swoje. Albo już w lutym nie pamiętamy co za brednie pletliśmy po szampanie. Postanowienia uważam też za formę represji prowadzącą do niepotrzebnych wyrzutów sumienia u tych, którzy takie obietnice traktują nieco poważniej niż plecenie bzdur przy piwku. Idea jest jak najlepsza, ale w dzisiejszych czasach jakby lekko zdezaktualizowana, może to kwestia zmiany podejścia do życia. Wyrazem tej dezaktualizacji niech będzie to, ile osób obiecuje sobie rozpoczęcie diety odchudzającej od poniedziałku, przy czym ciągle robi się z tego kolejny poniedziałek... czyli brak silnej woli i przekładactwo, które spotykają się generalnie z ogólnym zrozumieniem i akceptacją.
Nie powiem, niestety, że ja jestem inna. Kiedyś umiałam się porządnie zmobilizować, a teraz bez porządnej siekiery wiszącej nad głową coraz trudniej dotrzymac terminów, brakuje motywacji, na dodatek na każdym kroku czyhają rozpraszacze z internetem na czele.
A może, jak to mówią, za dobrze jest i w głowach się poprzewracało? Aż się boję tej myśli

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz