wtorek, 2 października 2012

61.

Chyba założę prywatną listę "Rzeczy, których nienawidzę w moim labie"... wiem, że to demotywujące i lepiej  szukać pozytywów, ale to co wnerwia to wnerwia, a ostatnio jakoś zbyt często muszę się hamować z przeklinaniem na to i na tamto. Może zmęczenie też ma swój udział, co nie zmienia faktu, że przez zaciśnięte zęby syczę nienawidzę! nienawidzę!
Więc*:
aktualnie na pierwsze miejsce wskakują całkiem zupełnie kretyńskie i zwykle niewinne rękawiczki lateksowe, które, cholera wie czemu, nagle, mimo, że te same co zawsze S-ki, są jakieś pół numeru za duże, więc zsuwają mi się z czubków palców. A to utrudnia sprawne manipulowanie eppendorfami i pokrętłem pipety (przytrzaskiwanie i wkręcanie)

taśma klęjąca ze wskaźnikiem, że było autoklawowane... sama taśma oczywiście jak najbardziej potrzebna i przydatna, ale nie znoszę jak przy próbie odklejenia np. z pudełka tipsów, przykleja mi się do rękawiczek i nie chce puścić, a jak już puści, to często zostawia lepki ślad... oczywiście na czubku palców

pipety! przykre. nie znoszę mojego najważniejszego narzędzia pracy. A właściwie całego zestawu. Bo szefowa się uparła, że ona wie, które są najlepsze, a my teraz klniemy, albo w ogóle z nich nie korzystamy tylko podmieniamy na te stare, które niby zastąpiliśmy. Pipety nie trzymają objętości, nie zawsze zaciągają tyle ile trzeba, a tłoki chodzą z dużym oporem, więc jak trzeba więcej popipetować, zwłaszcza tą na 1ml, to zaraz łapa boli... najpierw wciskam tłok kciukiem, potem palcem wskazującym, a potem zaczynam ćwiczyć lewą rękę... a miało być tak pięknie
i nie, nie napiszę co to za marka, ale nie żaden badziew

również ćwiczeniem cierpliwości są PCRówki, które się elektryzują i zamiast stać w rządku, to wyskakują, przyelektryzowane do mojej rękawiczki. I nie chcą się zamknąć (tzn. zamknięte robią pyk! i już nie są zamknięte i tak 5 razy, aż sie je wreszcie zamknie tak, że potem ciężko otworzyć, ale przed wstawieniem do termocyklera i tak wszystkie trzeba jeszcze podomykać)

PS. to mój blog i mogę sobie zaczynać zdanie od Więc. Bo tak!

3 komentarze:

  1. Nie moge nie dorzucic swoich groszy:
    - sterylne glaszczki pakowane w glupie plastikowe torebki po piec sztuk, ilez to sie czlowiek naszarpie...
    - sterylne ezy - trzymam na stole kubek, do kubka wkladam otwarte opakowanie, bo denerwuje mnie wyjmowanie ez w poziomie
    - komercyjne fiolki do bakteryjnych rozcienczen - co druga jest zakrecona tak, ze nie sposob odkrecic jedna reka, co spowalnia proces
    - rekawiczki w rozmiarze L - zbyt szerokie
    - rekawiczki w rozmiarze M - zbyt krotkie palce
    - bugbox - za caloksztalt
    - markowe pipety i niekompatybilne, bo niemarkowe koncowki
    A z tasma poradzilam sobie zamawiajac samozamykalne pudelka, tasme naklejam wylacznie w celach wskaznikowych :-)))
    A z PCRowkami poradzilam sobie kupujac je w tasmach, nie pojedynczo.
    Ciag dalszy z pewnoscia nastapi :-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. :)
    zapomniałam o pipetach obj. powyżej 5ml :)
    u nas używamy szklanych, których ciągle brakuje, a jak już są, to i tak nie ma tubusa dla każdego, tylko się komuś capnie i paraduje z nią przez cały lab. Ale. Jak już u kogoś te pipety są, to pierwsza będzie urąbana na dole - do wyrzucenia, bo wszystko się wylewa, druga będzie miała zbyt mały otwór, więc odkładamy bo nie chcemy pipetować 10 ml podłoża przez godzinę, trzecia będzie zbyt brudna (!) żeby jej użyć, a czwarta będzie bez podziałki. Piąta nam się nie podoba, bo skala jest nie w tę stronę (nie wiem jak max moze być przy wylocie, ale jakiś geniusz uznał, że może)... a potem okazuje się, że dalej nie ma w czym wybierać, bo to już wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha! mamy plastikowe, jednorazowe w komplecie z pipetboyem.
    Gorzej, gdy pipetboyowi padnie bateria i nie mozna znalezc zasilacza...
    Ale zeby nie bylo. Swoje przeszlam. Kiedys uzywalam szklanych szalek, co to je musialam sama umyc w cynowym wiadrze, zwinac w rulony i wysterylizowac :-)

    OdpowiedzUsuń