piątek, 9 listopada 2012

66.

Tak mi się przypomniało, w zamierzchłych czasach, kiedy jeszcze chodziłam do liceum, do jakiejś nastolatkowej gazety (nie wiem po kiego grzyba) dołączono w ramach próbki-gratisu test ciążowy. A ja byłam grzecznym, nudnym kujonem, z minimalną ilością znajomych, chłopaka żadnego. No więc test znalazł się w domu, i perfidnie pomyślałyśmy z mamą, że podsuniemy tacie ten test, tak dla jaj, i zobaczymy jak zareaguje. Knułyśmy co powiedzieć i jaki moment będzie najlepszy.
Knucie okazało się zbędne, bo tata dogrzebał się do testu w szafce. I jaj zdecydowanie nie było. Nie dość, że się wściekł nieprzyzwoicie i próbował dojść, której to potrzebne, mnie czy mamie ;) to jeszcze nie docierały do niego żadne tłumaczenia, a już zwłaszcza to prawdziwe, że to tylko dodatek do magazynu i przypadkiem się u nas znalazł.
W końcu chyba jednak dotarło, że jesteśmy niewinne, bo sprawa ucichła, a ja nie przypominam sobie żadnych końsekwencji.

Hehe, dziś pewnie tata wiele by dał, żebym mu pokazała test z dwoma paskami ;)

A ja czekam już tylko na opinię kardiologa. Ale o tym wiemy tylko ja i mąż :)

2 komentarze:

  1. I kaczka, co trzyma kciuki za rodzicielska przygode! :-)
    Choc dzisiejszy dzien spedzony z Dynia byl raczej reklama srodkow antykoncepcyjnych :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kaczko, Twoje opowieści o Dyni wspaniale pokazują, jak fascynująca to może być przygoda, choć przecież niełatwa :-). Ale kto powiedział, że ma być łatwo ;)

    OdpowiedzUsuń